wtorek, 1 grudnia 2009

Demokracji nie ma, witamy w "biurokracji elit".

Czyli rzecz o traktacie lizbońskim, referendum w Szwajcarii i jaśnie oświeconej Gazecie W, a przede wszystkim, będzie dziś o farsie zwanej demokracją.


"Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo przemienia się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm." tak mawiał nasz wielki rodak papież Jan Paweł II. Te słowa stają się niezwykle trafne w dniu dzisiejszym, kiedy zaczyna obowiązywać nowa unijna norma prawna, regulująca wszystkie istotne kwestie związane z funkcjonowaniem tworu jakim jest Unia Europejska. Od 1 grudnia 2009 roku, również w Polsce zaczął obowiązywać traktat lizboński. Tu pojawia sie kłopot, bowiem w naszym kraju wiele osób słyszało o ustaleniach traktatowych i o problemach związanych z ratyfikacją tegoż traktatu, ale o czym one stanowią? Zwykły zjadacz chleba tego nie wie. Mało tego, nawet nikt nie ma zamiaru się wysilać i informować obywateli w jakim cyrku i pod czyją muzykę będą teraz tańczyć. No cóż, może po prostu nasze "elity polityczne" same nie wiedzą co tak gorliwie popierały. Dla zainteresowanych polecam tu publikację Pani prof. Jadwigi Staniszkis "Antropologia władzy" szczegółowa analiza zmian jakim zostajemy poddani wraz z 1 grudnia.


Natomiast nie zupełnie o tym chciałem dziś napisać. Mam zamiar raczej obruszyć się nad "wspaniałym" systemem który narzucił nam nowy ład "polizboński". Nigdy nie byłem zwolennikiem Unii Europejskiej. Nigdy ten stwór rodem z utopii mnie do siebie niczym nie przekonał. Nawet wspaniałymi wizjami dopłat czy innych subwencji. Perspektywą rozwoju, pracy poza granicami rodzimego kraju czy brakiem kontroli granicznej. Chociaż nie, przyznaje to ostatnie to całkiem miła sprawa w długiej drodze samochodem na wakacje. Może wynika to po części z zasad wpajanych mi od dziecka, może poniekąd z faktu, że do zagłosowania przeciwko wejściu do Unii zabrakło mi 6 dni. Paradoksalnie im jestem starszy tym mniej zalet w tej wspólnocie europejskiej dostrzegam. Mało tego, całkiem od niedawna UE zaczęła mnie przerażać. Bowiem po raz pierwszy chyba w historii doszło do sytuacji, w której ta wspaniała instytucja, stawiająca sobie na pierwszym miejscu wspaniałe osiągnięcie ludzkości jakim jest ustrój demokratyczny, odsłoniła maskę i pokazała prawdziwe oblicze. Smutny jest fakt, że tak mało osób zauważyło ten moment. W chwili kiedy Irlandia powiedziała po raz pierwszy NIE dla traktatu, rozpoczęła się walka o wyjście z twarzą z impasu i ratyfikację unijnego prawa mimo tego. Europejskie elity, a może lepiej między krajowe grupy interesu długo mędrkowały nad tym jak zareagować, aż wreszcie wydumały. Owocem nieprzespanych nocy, było powtórne referendum w Irlandii. W kraju pełnoprawnego członka UE, którego obywatele podjęli w pełni DEMOKRATYCZNĄ decyzję (bo większością głosów, a chyba o to w tym ustroju chodzi), postanowiono przeprowadzić ponowne głosowanie nad traktatem. To by było jednak za mało, żeby elity polityczne Irlandii przyłożyły się do lansowania w swojej ojczyźnie głosowania na tak, nie zawahano się straszyć Irlandczyków, separacją w UE czy nawet usunięciem z grona zjednoczonej Europy. Tak oto na naszych oczach, w pełnej krasie i przy blasku fleszy objawił się ustrój jaki obecnie mamy w "oświeconej" Europie, nie żadna demokracja, panuje biurokracja elit. Rządy obywateli owszem są, głosować może każdy, można głosować nawet jak się chce, byle głosowanie było po myśli elit. Bo jak nie, to użyją one swojego bata ukręconego ze słów "kryzys", "wyrzucenie", albo "dotacje" = "kasa" i zarządzą powtórne głosowanie. W którym miejscu są tu nadal rządy obywateli? Tu już od dawna rządzi interes grup kapitałowych i ideologicznych.


Gdyby tego było mało, oczywiście atmosferę bardzo ochoczo podgrzewają media, które co dało się zauważyć również w Polsce, za kozła ofiarnego i sprawcą całego zła (vide pierwsze NIE Irlandczyków) okrzyknęły sposób prowadzenia kampanii wyborczej! Wedle mediów, kampania na nie była nazbyt ... bezpośrednia. Może słowo "NIE" było pisane za dużą czcionką? O, to ja mam propozycje, jak szanownym panom zarządzającym tym potworem zwanym UE, przyjdzie pomysł na nowe zmiany, to proszę zastrzec wielkość czcionki dla wszelkich kampanii "anty", najlepiej niech nie przekracza wielkości najmniejszej bakterii na świecie. Bo jeszcze ktoś zobaczy, przeczyta i jeszcze pomyśli. Koniec dygresji. Atakowanie kampanii niekoniecznie wyborczych, ale właśnie takich, które traktują o lokalnych referendach staje się chyba kolejną domeną "nowoczesnej" i "oświeconej" biurokracji elit. W tym tygodniu Szwajcarzy podjęli w DEMOKRATYCZNYM referendum, DEMOKRATYCZNĄ decyzję o zakazie budowy minaretów. To była ich własna, suwerenna, większościową !!! decyzja. Jak podawały wstępne sondaże, przeciwko minaretom opowiedziało się prawie 60 % obywateli. Niestety w mediach, rozpoczęła się nagonka. W Polsce króluje w niej oczywiście pierwsza sprawiedliwa, oświecona i jaśnie nam panująca Gazetka Wyborcza.

Wbrew sondażom, apelom władz i oczekiwaniom świata Szwajcarzy poparli proponowany przez skrajną prawicę zakaz wznoszenia minaretów przy meczetach. Do tej pory w Szwajcarii zbudowano tylko cztery minarety

Jakaż piękna retoryka. Cały Świat patrzył na ręce Szwajcarów i cały!!! doznał głębokiego zawodu a może i szoku związanego z wynikiem referendum. Chyba raczej dostał amoku i to nie cały świat, a kolesie którzy chcą przerobić katolicką Europę w siedlisku ateizmu i laicyzmu z wybuchową domieszką Islamu. Oczywiście musi być też winny niepowodzenia tego oświeconego (sic!) i nowoczesnego (sic) plebiscytu. Winnym jest skrajna prawica, 60 % zwolenników prawie "faszystowskiej" partii politycznej (bo przecież, wedle "demokratycznej prasy" czyli tej co widzi wszystko wedle z góry ustalonych standardów, od skrajnej prawicy do faszystów już tylko krok) ośmieliło się wyjść z podziemia i zagłosować wbrew postępowi. Na koniec rodzynek słowo wytrych - tylko, stanowi ono wyraz całkowitego oburzenia dla zaściankowości Szwajcarów, którzy u progu końca pierwszej dekady XXI wieku i przed odrzuceniem referendum w sprawie minaretów, ośmielili się wybudować tylko 4 minarety. Zgroza!


Dalej jest już tylko lepiej.


- To ogromne zaskoczenie, ale wygląda na to, że zakaz zyskał poparcie - poinformowała tuż po zamknięciu lokali wyborczych szwajcarska telewizja TSR. Według wstępnych wyników za było aż 59 proc. głosujących.
Zaskoczenie faktycznie jest duże, bo według ostatnich sondaży zakazowi sprzeciwiała się ponad połowa Szwajcarów, za było 34 proc.


Sondaże, wspaniałe oręże tej nowej "oświeconej demokracji" zawiodło, ale tym razem zawiodło tych w których reku było. Lud zamiast machnąć ręką i się poddać okazał determinację i w ostatniej chwili wyrwał pewną wygraną z rąk propagandystów.


Wyznawcy islamu, którzy w większości przyjechali z Turcji i Bałkanów dobrze integrują się z miejscowymi, nie chcą wprowadzenia szariatu, kobiety nie noszą chust.


Jest i obowiązkowa pochwała muzułmanów, którzy przecież tak pięknie wkomponowali się w otaczające ich góry i potoki. Profilaktycznie nikt nie nadmieni jak te piękne widoki wpływają na szybkość ich rozmnażania się, dzięki czemu już niebawem, wraz z braćmi z Włoch, Francji czy Anglii zaczną dominować nad rdzenną ludnością starego kontynentu.


Jednak minarety od dawna były solą w oku skrajnie prawicowej Szwajcarskiej Partii Ludowej (SVP). - To włócznie islamu, symbol niechęci do integracji - straszyli i rozprowadzali plakaty przedstawiające minarety w kształcie pocisków, osłoniętą od stóp do głów czarną burką kobietę i napis: "Stop. Głosuj za zakazem".
Kampania wywołała prawdziwą burzę. W Bazylei, Lozannie, Fryburgu i w Yverdon lokalne władze uznały plakaty za rasistowskie i zabroniły ich rozwieszania. W Zurychu, Lucernie, Genewie i St. Gallen krytykowano ich treść, ale w ramach wolności słowa władze nie zakazały rozpowszechniania.


A oto i winny. Plakat! Wszystko przez plakaty. Gdyby nie one byłoby wspaniałe zwycięstwo, a tak retoryka przeciwników minaretów było wstrząsająca i zastraszająca. Czy już czegoś podobnego nie wykazałem chwilę wcześniej? Czy w Irlandii problemem też nie była nazbyt "głośna" kampania na NIE?


Wynik referendum może popsuć Szwajcarom opinię za granicą. Już w trakcie kampanii Komisja Praw Człowieka ONZ skrytykowała ją jako dyskryminującą islam. Zapowiedziała też, że jeśli Szwajcaria faktycznie zakaże minaretów, będzie to jawne naruszenie prawa międzynarodowego.


No i gdzie tu demokracja? Co z tego że ktoś powiedział NIE. Zaraz klika usiądzie i obmyśli plan jak zrobić żeby było po ich myśli. Czy widzą Państwo analogie? Zachęcam do refleksji, dokąd zmierza ustrój który jest nadal stawiany za wzór dla nieokrzesanych ludów 3 świata.


Demokracji nie ma. Być może nigdy jej nie było, ale dziś w świecie panuje biurokracja elit.


źródło z GW: http://wyborcza.pl/1,75248,7309935,Szwajcarzy_zakazuja_minaretow.html

poniedziałek, 30 listopada 2009

Hipokryci !!!

Zacznijmy od tego, że nie czuję się w żaden sposób zaskoczony, mało tego, linię postepowania Gazety Wyborczej przewidziałem już wcześniej.

GW swego czasu "zaimponowała" wszystkim "wyzwolonym środowiskom" akcją koszulkową, polegającą na umieszczaniu na nich różnych tekstów, z których większość była poniżej pewnego poziomu. Sztandarowym przykładem tego był tiszert "Nie płakałem po Papieżu". Ciekawe jak publicyści* GW zareagowaliby na koszulki "Nie płakałem po Wejchercie"? Wychodzę z jakiegoś dziwnego przekonania, że hipokryzja w środowisku GW jest tak duża, że piana na ustach przesłoniłaby pamięć o własnych działaniach.


http://bartlomiejkulinski.blogspot.com/2009/11/nigdy-wiecej-nigdy-wiecej.html


A jeszcze w sobote śmiałem się z tego co w poniedziałek może nam zaproponować propaganda Gazetki.

Do podobnych dramatycznych wydarzeń doszło w Bełchatowie, gdzie kibole Legii po raz kolejny naubliżali firmie która wyciągnęła ich klub z długów, zagwarantowała nowy stadion oraz ośmieliła się podjąć walkę z bandytami. Nie dość tego, że jak co mecz dostała się właścicielom Legii, kibole na cel wzięli sobie również wspaniałą akcję "Gazety Wyborczej" z przed kilku lat, która w sposób kulturalny i bezpośredni krzewiła w Polakach poszanowanie dla odmiennych poglądów i zachowań. Niestety w dniu dzisiejszym w szczeniacki sposób, została ona zhańbiona przez grupkę bandytów, którzy wywiesili na ogrodzeniu stadionu transparent z napisem "Transparent dla wolności". W tym miejscu należy przypomnieć, że akcja "Gazety Wyborczej" nosiła tytuł "Tiszert dla wolności". Kibole po raz kolejny okazali brak poszanowania dla zmarłych, atakując śp. Jana Wejcherta kolejnym transparentem o treści "Nie płakałem po Wejchercie". Po mimo, że żaden z tych napisów nie był związany z meczem ani klubem, wisiały one spokojnie na ogrodzeniu bez jakiegokolwiek zainteresowanie ze strony służb czy organizatorów. Pokazuje to w jak dużym stopniu nadal bandyci z trybun wpływają na otoczenie. Powiedzmy im głośne NIE. Miejmy odwagę się im przeciwstawić ... "


http://bartlomiejkulinski.blogspot.com/2009/11/ku-przestrodze-poniedziakowa-gazetka.html


Gazeta Wyborcza mnie nie zawiodła i po raz kolejny stanęła do walki z kibicami. Nawet nazwiska redaktorów odpowiedzialnych za prowadzenie krucjaty przeciwko środowisku kibiców nie szokuje. Martwi natomiast fakt, ża panowie Błoński i Szadkowski do dziś nie poszerzyli swoim choryzontów oraz zasobu słów i nadal uparcie powtarzają w kółko jedno magiczne słowo - kibol.

"Kibol z prawa sobie kpi, klub jest głuchy, policja nic nie wie. Kibole Legii wywiesili w Bełchatowie transparenty: "Nie płakałem po Wejchercie" i "Jebać ITI"."

O ile drugi transparent faktycznie był dosadny i obraźliwy, to dużo ciekawsze jest oburzenie tym pierwszym. Przecież to sama "święta krowa" Gazeta W. propagowała kilka lat temu akcję pod tytułem "Tiszerty dla wolności". W ramach tej akcji w Gazetce ukazywała się stojące na niezwykle wysokim poziomie i zarazem szalenie lotne hasła na koszulkach, propagowane przez równie ambitnych ludzi. Dla przykładu bo może Państwo już nie pamiętają były tam takie rodzynki jak "Mam 2 tatusiów", "Mam 2 mamucie" , a firmowały to swoją twarzą takie osoby jak między innymi Kuba Wojewódzki czy Anna Mucha. Wśród propozycji GW była również taka:

Więc wedle retoryków GW wolno nie płakać po Janie Pawle II ale już obwieszczać światu, że się nie płakało po Wejchercie to obraza i przejaw bandytyzmu? Poziom hipokryzji jest tak wysoki, że aż się przelewa bokami. Panowie uszczelnijcie burty w redaktorskiej łódce bo zatoniecie!

Dalej Gazeta oburza się nad faktem, że kibice z Warszawy w ogóle przybyli do Bełchatowa.

"Kibole Legii weszli na stadion, bo PGE GKS złamał prawo oraz regulaminy bezpieczeństwa Ekstraklasy i PZPN. - Dostaliśmy od Bełchatowa 400 biletów i nie sprzedaliśmy żadnego - mówi Jarosław Ostrowski z zarządu Legii. Tylko w ten sposób, przedstawiając dowód tożsamości, zorganizowana grupa kibiców Legii mogła dostać się na ten mecz."

Doprawdy, obaj panowie chyba mają drugie źródło dochodu, pierwszym jest pensja od Agory, drugim prowizje od koncernu ITI za robienie złego pijaru kibicom z Warszawy. Szanowni redaktorzy nawet nie zechcieli zapewne sprawdzić jak wielkim zainteresowaniem wśród kibiców cieszą się bilety oferowane przez klub KP Legia. To podpowiem ZNIKOMYM. Liczba sprzedawanych w ten sposób wejściówek oscyluje wokół ... pojedynczych egzemplarzy! Dlatego nie dziwię się że gospodarze chcąc zarobić i mieć pewność, że stadion będzie pełen, wolą oddać bilety w ręce samych kibiców Legii, którzy sprzedadzą je między sobą. A najlepszą puentą tego czy kibice z Warszawy powinni być na stadionie czy nie, niech będzie wypowiedź po meczu trenera GKS Bełchatów pana Rafała Ulatkowskiego "Dzisiejszy mecz z dopingiem dwóch stron potwierdził, że to jest to, czym powinna być w Polsce piłka. Mało jest takich meczów. To dla naszych kibiców i piłkarzy wielkie święto."Tak oto pan trener raczej w sposób nieświadomy opowiedział się po złej stronie barykady. Bowiem wypowiedział słowa które godzą w propagandę firmowaną znakami Gazety Wyborczej i TVN ,a mającą za cel sprawienie, aby stadiony w Polsce przypominały kino. Kino utrzymane w wolnościowej tęczowej kolorystyce najlepiej. Niestety w kinie nie ma tylu emocji co na meczu piłkarskim, więc nigdy ani panu Michnikowi, ani panu Walterowi się to po prostu nie uda. Nie tędy droga aby sprawić żeby na stadionach było bezpieczniej i bardziej miło. Im szybciej to do państwa dotrze, tym lepiej.

Całość wypocin z GW dla zainteresowanych: www.sport.pl/sport/1,65025,7310873,Skandal_w_Belchatowie_na_meczu_GKS___Legia.html

sobota, 28 listopada 2009

Ku przestrodze. Poniedziałkowa Gazetka nadchodzi.

Dziś miało być o zgoła czym innym, ale pomyślałem że takiej szansy jaka się nadarza może już nie być, więc podejmę wyzwanie. Postaram się przedstawić Państwu, poniedziałkowe dzieło dziennikarzy rodem z Gazetki Wybiórczej. Niewątpliwie staną oni po raz kolejny do walki z tym co się dzieje na polskich stadionach piłkarskich i z pełną determinacją przedstawią wstrząsające relacje z meczów 15 kolejki ekstraklasy. Ja postanowiłem, że też podejmę takie wyzwanie.

Z racji tego, że mecze nadal trwają, a część odbędzie się dopiero jutro, mój wysiłek może być niepełny i panowie z Gazety Wyborczej mogą mieć większe pole manewru, ale ja postaram się posłużyć tym co mam.

"W piątkowy wieczór doszło do wstrząsających wydarzeń na stadionie w Lubinie. Grupa faszystów z Poznania sterroryzowała 20 tysięcy kibiców na nowym obiekcie miejscowego Zagłębia. Przez kilka minut ponad głowami kibiców z Wielkopolski powiewała tak zwana sektorówka z namalowaną na niej podobizną Romana Dmowskiego. Mimo że cała sytuacja miała miejsce w trakcie meczu, nikt nie podjął się próby usunięcia jej z sektora. Ten obrazek po raz kolejny pokazuje jak bierne jest nasze państwo wobec ataków kiboli. Tu o głos poprosiliśmy eksperta ze stowarzyszenia "Nigdy Więcej" ...


Do podobnych dramatycznych wydarzeń doszło w Bełchatowie, gdzie kibole Legii po raz kolejny naubliżali firmie która wyciągnęła ich klub z długów, zagwarantowała nowy stadion oraz ośmieliła się podjąć walkę z bandytami. Nie dość tego, że jak co mecz dostała się właścicielom Legii, kibole na cel wzięli sobie również wspaniałą akcję "Gazety Wyborczej" z przed kilku lat, która w sposób kulturalny i bezpośredni krzewiła w Polakach poszanowanie dla odmiennych poglądów i zachowań. Niestety w dniu dzisiejszym w szczeniacki sposób, została ona zhańbiona przez grupkę bandytów, którzy wywiesili na ogrodzeniu stadionu transparent z napisem "Transparent dla wolności". W tym miejscu należy przypomnieć, że akcja "Gazety Wyborczej" nosiła tytuł "Tiszert dla wolności". Kibole po raz kolejny okazali brak poszanowania dla zmarłych, atakując śp. Jana Wejcherta kolejnym transparentem o treści "Nie płakałem po Wejchercie". Po mimo, że żaden z tych napisów nie był związany z meczem ani klubem, wisiały one spokojnie na ogrodzeniu bez jakiegokolwiek zainteresowanie ze strony służb czy organizatorów. Pokazuje to w jak dużym stopniu nadal bandyci z trybun wpływają na otoczenie. Powiedzmy im głośne NIE. Miejmy odwagę się im przeciwstawić ... "
itd. itp.



Oczywiście to tylko luźny przykład i to ujęty raczej w formie humoreski, niemniej uczulam szanownych czytelników, którzy zechcieli dobrnąć aż do tego miejsca, aby w ciągu najbliższych kilku dni byli czujni, bo jeśli nawet nie w samej Gazetce, to na którymś z blogów sygnowanych logiem Agory, problematyka zachowania kiboli na pewno się pojawi i kto wie czy nie w takiej formie.

Ze swojej strony pragnę jedynie zastrzec, że jeżeli ze strony GW pojawi się stosowna publikacja, postaram się ją skonfrontować z faktami. A zainteresowanych odsyłam do wcześniejszych publikacji.

kulinski.salon24.pl/136714,nigdy-wiecej-nigdy-wiecej

kulinski.salon24.pl/96745,prowokacja-w-majestacie-bezprawia

wtorek, 24 listopada 2009

Bolączki i rozterki Donalda Tuska.

Co chodzi po głowie Donalda Tuska?

Na to pytanie stara sobie odpowiedzieć cała Polska.

Kiedy w czasie podsumowywania swoich 2 lat rządzenia, premier zapowiedział, pełną gotowość do zmiany Konstytucji RP, w Polsce zawrzało. W tej samej Polsce która budzi się raz na jakiś czas, aby leniwym okiem ekscytować się koncertem światowej gwiazdy muzyki pop, tudzież ziewnie nad kolejnymi występami naszych sportowców. Autentycznie premier dokonał rzeczy niebywałej, postawił na nogi społeczeństwo stroniące od polityki i polityków, i to za pomocą tematu politycznego. Brawo Panie premierze, wreszcie coś się Panu udało.

Oto Donaldowi Tuskowi marzy się system kanclerski. Władza wykonawcza w rękach premiera, Prezydent wybierany przez Zgromadzenie Narodowe, do tego Sejm i Senat odchudzone o kilkudziesięciu parlamentarzystów et voilà, powstanie silna Polska sygnowana podpisem premiera z Gdańska.

Zarówno w poniedziałkowych jak i dzisiejszych mediach wrze. Lawina krytyki i niezadowolenia spadła na premiera. Do pomysłu negatywnie odnieśli się zarówno dziennikarze, publicyści, politycy opozycji jak i najważniejsi w państwie - obywatele. Dzięki możliwością komentowania czy to w sondach, ankietach czy też internecie zmian zaproponowanych przez Pana Tuska, dali oni wyraz swojemu negatywnemu stanowisku względem tego pomysłu.

Premier Tusk, prowadził swoją kampanie prezydencką od pierwszego dnia na stanowisku szefa rządu. Takie jest moje zdanie i się ono nie zmienia. Przez te 2 lata w tym kraju nie zmieniło się nic, rządy Platformy Obywatelskiej są równie nieudolne i nieefektywne jak i rządy poprzedników. Do tego należy doliczyć dwie nowe afery o charakterze "kolesiowskim" i parę złotoustych obrońców rządu, klubu PO jak i samego Donalda - panów Niesiołowskiego i Palikota. Oto Polska Donalda Tuska. Premiera, który stara się prześlizgnąć przez swoją kadencje szefa rządu, aby zając wymarzone miejsce w pałacu prezydenckim.

Dlatego należy zastanowić się czemu Pan premier wyniósł na poziom debaty publicznej na rok przed wyborami prezydenckimi temat rządów kanclerskich?

Donald Tusk nie jest politykiem od wczoraj i wie jak należy kreować swój wizerunek. Wie również jak ciężko jest uzyskać przychylność opinii publicznej i utrzymać poparcie przez dłuższy czas. To wszystko przez 2 lata mu się udawało. Umiał lawirować między, sporami, ustawami i aferami w taki sposób, że obywatele nadal w większości go popierają. Czy taki polityk stawia wszystko na jedną kartę i woła o zmianę systemu politycznego?

Za deklaracją premiera musi stać coś więcej. Być może Donald Tusk kalkuluje sobie nową lepszą przyszłość dla siebie i swojej partii. Skoro tak dobrze współżyje mu się z obywatelami, różnego typu grupami interesu i z własną partią może warto zawalczyć o więcej. W wyborach prezydenckich Platforma wystawi Bronisława Komorowskiego, ma spore szanse na wygraną, wobec kryzysu głównych konkurentów do urzędu: Olechowski, Cimoszewicz, Kaczyński. Donald Tusk zajmie się negocjowaniem zmian w Konstytucji z SLD i nim się obejrzymy wprowadzi swoje propozycje zmian. Dzięki czemu nieskrępowany urzędem prezydenta, będzie mógł spokojnie delektować się pełnią władzy jako premier RP. A kto wie, jak wszystko dobrze pójdzie i znowu PO przeprowadzi kampanie wyborczą na zasadach, albo my albo "powrót Kaczorów" , to może i drugą kadencje wygrać się uda.


Panie premierze, że Konstytucja RP jest zła, to uczą na pierwszym roku prawa, ale nie oto chodzi aby zmieniać ją pod własne ego, ale dla dobra współobywateli.

środa, 18 listopada 2009

Narodowcy, dokąd maszerujecie?

Od tygodnia w mediach słychać płacze i lamenty Gazetki Wyborczej. Rozpacza ona nad wydarzeniami z przed tygodnia, w których legalny marsz organizacji narodowych z całej Polski, przeszedł ulicami Warszawy. Data 11 listopada sprzyja organizacji tego typu "uroczystości", więc temu że narodowcy chcieli sie pokazać, nie ma się co dziwić. Poza tym nie był to pierwszy marsz organizowany przez organizacje radykalnie narodowe w dniu rocznicy odzyskania niepodległości. Z tego co pamiętam odbywał się on w ubiegłym roku i chyba dwa lata temu, co było wcześniej, nie pamiętam. Należy w tym miejscu podkreślić, że marsz ten przeważnie przebiega podobnie, narodowcy w asyście policji, od kiedy marsz jest legalny, idą ulicami stolicy pod pomnik Romana Dmowskiego i składają tam wieńce.

Ten marsz co roku ma wydźwięk dwojaki.

Po pierwsze jest drzazgą w oku środowiska Gazety Wyborczej, która nie może zdzierżyć wszystkiego co narodowe. Dlatego, prawie przez cały tydzień, raczeni byliśmy przez sztandarowy produkt Agory licznymi publikacjami, co "środowisko" myśli o tym marszu. Dostało się wszystkim. Począwszy od prezydent miasta stołecznego Warszawy za zezwolenie na marsz. Przez policję która zamiast bronić lewaków atakujących maszerujące szeregi NOPu, ONRu itp. ośmieliła się antyfaszystów aresztować. Oczywiście dostało się też samym narodowcom - jak oni śmieli wyjść na ulicę.

Z tego co wiem, Polska jest mimo wszystko demokratycznym państwem prawa. Skoro tak to każdy ma prawo demonstrować, zarówno prawica jak i lewica. czego najlepszym pszykładem niech będą chociażby kolorowe coroczne parady, wobec których stosunek Gazety Wyborczej jest zgoła inny. Więc jeśli decyzje prawne były pozytywne to gazetce nic do tego. Jeśli na marszu były wznoszone okrzyki łamiące polskie prawo, to było tam tyle policji, że wyłapanie i postawienie przed sądem osób odpowiedzialnych za łamanie prawa nie powinno stanowić kłopotu. Dlatego życzę środowisku Gazetki spokojnie popatrzeć w przyszłość i przyzwyczajć się do świadomości, że żyjemy w takim państwie w którym manifestować mogą zarówno zwolennicy linii Gazety jak i jej gorący przeciwnicy. A najlepszym przykładem niech tu będą wydarzenia z Krakowa, związane z nadawaniem tytułu doktora honoris causa Panu A.M.

Drugą sprawą jest odbiór środowiska narodowego przez społeczeństwo. Jestem przekonany, że każde państwo, zapewne ma i powinno mieć wśród swoich obywateli grupy wyznające idee narodowe. Jeżeli są one zgodne z przepisami prawa i nikogo nie krzywdzą, to mogą nawet mieć własne mundury. Czemu nie? Niestety żadna z organizacji narodowych w naszym kraju nie potrafi zerwać ze swoim dotychczasowym wizerunkiem. Czego najlepszym dowodem był tegoroczny marsz.

Narodowcy jeśli chcą być traktowani poważnie, jeśli chcą zmienić swój wizerunek, muszą zrezygnować z dotychczasowych praktyk. Powiem szczerze, i jest to stanowisko nie tylko moje ale i wielu moich znajomych z którymi rozmawiałem, sama idea takiego marszu nie budzi żadnych negatywnych koneksji. Jednak nie przyciąga normalnych obywateli. Dlaczego? Bo z góry wiadomo czego się spodziewać. Marsz nastawiony jest na konfrontację. Zjeżdżają się z całej Polski narodowcy, aby gdzieś w uliczkach Warszawy skonfrontować się z tak zwanymi antyfaszystami. Tymi samymi antyfaszystami, których poglądy i ideały odpowiadają za Katyń czy wielki głód na Ukrainie.

Obóz narodowy powinien natychmiast, nie jutro, nie pojutrze ale od zaraz zerwać ze swoim wizerunkiem ugrupowań zebranych w celu konfrontacji i wykrzyczenia głupich haseł. Haseł i gestów których w świadomości narodu polskiego doświadczonego II wojną światową być nie powinno i proszę mnie tu zaraz nie zwodzić faktami, co się w Polsce działo przed wojną. Czasy się zmieniają, historia doświadcza narody i trzeba umieć się do tego dostosować. Wiele osób nieprzychylnie patrzy na "saluty rzymskie" czy idiotyczne hasła rodem z narodowego socjalizmu. Nie tędy droga. Jeśli narodowcy chcą zmieniać swój wizerunek w społeczeństwie i wyjść z zaścianka muszą zacząć się zmieniać.

Formuła marszu musi ulec zmianie. Jeśli nie, zainteresowanie nim nadal będzie znikome. A wystarczy schować te czarne ubrania i flagi do szafy. Ubrać się mniej ponuro. Zdjąć z głowy kominiarki. Niech obóz narodowo radykalny wyjdzie na ulice całymi rodzinami, z żonami, dziećmi. Niech będzie poważnie ale radośnie. 11 listopada to święto Polski, więc cieszyć powinni się nim wszyscy. Zamiast tych straszących czarnych sztandarów, biało - czerwona flaga albo chorągiewka w rękku i idźmy nawet pod pomnik Dmowskiego. Bez wznoszenia jakiś idiotycznych haseł rodem nie z tej epoki. Bez zmian wizerunkowych i światopoglądowych, żadne "reklamy" nie przyciągną na tego typu marsz mieszkańców Warszawy nie związanych z żadną organizacją narodową.

Na marginesie dygresja do pana redaktora Seweryna Blumsztaja, który się mocno zagalopował w swoim pełnym ekspresji i uniesień artykule w dodatku stołecznym do Gazety Wyborczej.

Jest mi wstyd, że te dziewczęta i chłopcy byli tacy samotni w swoim sprzeciwie. Nie możemy zostawić tej sprawy naszym dzieciom.

W tym miejscu należało by się zastanowić nad tym jakie jednostki są przyciągane przez takie środowiska jak lewacka Antifa, RAF czy narodowe NOP czy ONR. System rekrutacji nastawiony jest na podobny profil człowieka. Przeważnie poszukiwani są ludzie młodzi - nastolatkowie, którzy poszukują poparcia w tłumie, gdzie mogą zaistnieć. Bez specjalnych predyspozycji i zdolności do tego aby funkcjonować w społeczeństwie jako jednostki. Nie mają oni wyrobionego światopoglądu i widzą przeważnie świat dwubiegunowo. Oczywiście tak z lewa jak i z prawa są jednostki, dla których tłum jest tylko tłem i które na jego plecach chcą się wybić. Ot taka polityczna manipulacja jak w każdej partii/organizacji. Jednak pierwszą linię walki wręcz zawsze stanowią "dzieci".

Jeśli ONR w przyszłym roku znowu ruszy 11 listopada na Krakowskie Przedmieście, już dziś zapraszam wszystkich warszawiaków na trasę tego marszu. Bez względu na to, co zrobią policja i władza, możemy faszystom wykrzyczeć naszą niechęć i pogardę. To będzie godny sposób uczczenia narodowego święta.

Chwileczkę, panie redaktorze kto tu kogo nawołuje do nienawiści? Mało tego, Pan chce aby ludzie łamali prawa i występowali przeciwko państwu. Postawa iście rewolucyjna, czyżby czerwono rewolucyjna?

Proszę wybaczyć, że nie zamieściłem linku do całości publikacji Pana redaktora Blumsztajna, ale jest to tekst tak niskich lotów, że nawet nie wypada go pokazywać w całości.

Artykuł powstał dzięki rozmowie z K. za co serdeczne dzięki :)

wtorek, 17 listopada 2009

O koncercie De Press słów kilka.

W ubiegłą środę z okazji obchodów odzyskania niepodległości, telewizja publiczna wyemitowała koncert zespołu De Press poświęcony Żołnierzom Wyklętym. Sam koncert został nagrany kilka tygodni wcześniej w muzeum Powstania Warszawskiego, gdzie nie zabrakło zaproszonych gości, bohaterów wydarzeń o których w piosenkach/wierszach mowa.

Był to mój pierwszy kontakt z zespołem De Press, o którego istnieniu dowiedziałem się na chwilę przed włączeniem telewizora. Sam koncert był również reklamowany i bardzo słusznie na Salonowych blogach, co tym bardziej skłoniło mnie do jego obejrzenia, aby podzielić się później z Państwem moimi wrażeniami. Tu muszę niestety przejść do meritum.

Napisałem niestety, ponieważ poczułem się zawiedziony tym co zobaczyłem. Niewątpliwie sama idea koncertu była słuszna i godna pochwały. Taka forma przekazu szczególnie łatwo trafia do młodego odbiorcy. Tylko że na sali bardzo dużo osób stanowiło pokolenie bohaterów walk o niepodległość z drugiej połowy lat 40. A rodzaj widowiska muzycznego jaki im zaproponowano doprowadził do bolu uszu nawet moją skromną osobę, siedzącą po drugiej stronie szklanego ekranu. Oglądając ten koncert trochę żal mi było tych starszych osób, które musiały słuchać krzyków, bo wybaczcie szanowni Państwo ale melodii w tych utworach nie było, chyba że mówimy o dźwiękach diaksa używanego przez wokalistę.

Nie jestem przeciwnikiem takich inicjatyw, wręcz przeciwnie, uważam że im więcej takich grup muzycznych będzie brało się za trudną tematykę, tym łatwiej będzie dotrzeć do młodych ludzi. Bo to trzeba zauważyć z cała stanowczością, tematyka podjęta przez De Press była niezwykle trudna. Do dziś dnia walka z radzieckim wojskiem oddziałów AK stanowi temat wielu badań i publikacji. A gdzieniegdzie stanowi pewnie nadal temat tabu. Wiele szczegółów jest nam jeszcze nieznanych i zapewne długo jeszcze ich nie poznamy. Ale należy mówić o tym i uświadamiać o tym młode pokolenia, które ze szkół takiej wiedzy nie wyniosą. Tylko że organizatorzy winni się zastanowić dla kogo jest ten koncert i jak go urządzić.

Sztandarowym przykładem niech będzie tu koncert zespołu "Lao Che" w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Odbył się on przed muzeum. W plenerze. Bawili się na nim młodzi ludzie, ale byli tam też zaproszeni Powstańcy, których widok młodych ludzi musiał napełniać radością, bo widzieli w tym sens.

Mnie zespól De Press tym co usłyszałem, nijak do siebie nie przekonał, ale sięgnąłem do ich nagrań studyjnych i było to coś zupełnie innego. Przesłuchałem utwory nagrywane w studio i brzmią one zupełnie inaczej niż na tym koncercie. Wniosek - De Press albo mieli tremę, albo nie są zespołem do koncertowania live. Więc jeżeli Państwa odbiór tego koncertu był podobny jak mój, proszę się nie zrażać, bo naprawdę płyta jest zupełnie inna.

A tu najlepszy przykład, utwór "Myśmy Rebelianci" wykonany na koncercie i nagrywany w studio:

http://www.youtube.com/watch?v=6MKNEX4wBes
http://www.youtube.com/watch?v=GXE3WSIEP8U

Jednocześnie, żeby tylko nie krytykować i nie twierdzić że te 60 minut było czasem zmarnowanym. Chciałbym zwrócić uwagę na to, co udało się zrobić. Otóż przez tę godzinę, przedstawiono historie ludzi i oddziałów której próżno szukać w podręcznikach szkolnych. Pchnięto w eter bardzo cenną wiedzę o której nie wolno nam nigdy zapomnieć.

Na koniec, wspaniały wiersz Zbigniewa Herberta w bardzo przyjemnej aranżacji muzycznej:

http://www.youtube.com/watch?v=mT9aaE-p4pc

poniedziałek, 16 listopada 2009

Gorący apel do europejskiej prawicy.

W tym tygodniu chciałbym poruszyć 3 kwestie, związane bezpośrednio lub pośrednio z tegorocznymi obchodami odzyskania niepodległości.

Pierwszą z nich jest wypowiedź Pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego przy grobie Nieznanego Żołnierza. Chodzi mi konkretniej o jedno zdanie, które pozwolę sobie zacytować "Nikt nie będzie w Polsce przyjmował do wiadomości, że w szkołach nie wolno wieszać krzyży, nie ma na co liczyć. Być może gdzie indziej tak, ale w Polsce nie". Z taką deklaracją głowy państwa, w związku z orzeczeniem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie krzyży, należy się tylko zgodzić. Należy się z tym zgodzić i przyjąć do wiadomości, gdyż chrześcijańskie korzenie Europy są faktem niezaprzeczalnym i niepodważalnym!

Na temat orzeczenia z dnia 4 listopada bieżącego roku powiedziano i napisano już wiele. Ja chciałbym się odnieść do tego co jeszcze przez krótką chwile stoi na marginesie tej sprawy. Mianowicie do kampanii wyborczej. Otóż już wkrótce w Polsce zacznie się kampania wyborcza, niektórzy twierdzą że trwa ona już od 2 lat, ale tak naprawdę lada chwila ruszą pełna parą oficjalne spotkania z wyborcami i publiczne deklaracje. Bardzo możliwe że będzie to moment przełomowy dla prawicy i to nie tylko w Polsce a w całej Europie. Chciałbym to podkreślić z całą stanowczością i determinacją. Od najbliższych wyborów tak prezydenckich jak i parlamentarnych w całej Europie, to znaczy w przeciągu najbliższych 4-5 lat, zależy przyszłość europejskiej prawicy.

Dlatego niech prawica nie popełnia błędu populizmu i na fali nieprzychylnych opinii względem decyzji trybunału, nie buduje swojej drogi do władzy. Jeśli na swoje sztandary wyborcze, wciągnie ona kwestie walki o dziedzictwo chrześcijańskiej Europy i zawiedzie, będzie to jej koniec. Będzie to klęska z jakiej nowoczesna prawica może nie być już w stanie powstać. W kręgach prawicy europejskiej brak jest przywódców o solidnym kręgosłupie moralnym, z poczuciem obowiązku względem historii i przyszłości. Dlatego przyszłość nas, naszych dzieci i ich dzieci, spoczywa w rękach polityków małych, ale w tym momencie historii maja oni szanse stać się wielcy.

Niestety istnieje ryzyko, że kwestie obrony powieszonych krzyży w miejscach publicznych, okaże się przerastać ich możliwości. Podobnie jak przerosły prawicę kwestie zapisu o "chrześcijańskim dziedzictwie Europy". A to był tylko kamyk który ruszył lawinę, której następstwem jest wyrok trybunału. Niestety nie ma już na świecie Oriany Fallaci która mogła by wstrząsnąć masami i otworzyć Europejczykom oczy.

Jeśli prawica wygra i zawiedzie wyborców, będzie to zdrada niewybaczalna, zdrada wszelkich wartości i ideałów.

Dlatego apeluje do europejskich polityków, mieniącymi się konserwatystami ceniącymi chrześcijańskie wartości, Nie wycierajcie sobie twarzy krzyżami! Ta kwestia jest nazbyt ważna aby można ją traktować jako kartę przetargową w dojściu do władzy. Dziś mogą nam zabronić wieszać krzyże w miejscach publicznych, jutro we własnych domach.

Europo obudź się!

Precz z laicyzmem!

sobota, 7 listopada 2009

Nigdy więcej "Nigdy więcej"

Larum grają w siedzibie Gazetki Wyborczej, oto widmo zaprzepaszczenia tylu lat walki stanęło jak żywe przed oczyma dziennikarzy* opłacanych przez Agorę. Oto Ogólnopolski Związek Stowarzyszeń Kibiców rozpoczął rozmowy z Polskim Związkiem Piłki Nożnej w sprawie listy symboli zakazanych na polskich stadionach. Listy której stworzenie i propagowanie było dotąd wyłączną domeną organizacji "Nigdy Więcej", oczywiście gorąco popieranej przez środowisko GW.

Organizacja ta, jak sama o sobie pisze "jest organizacją która za cel obrała sobie przeciwdziałanie: nacjonalizmowi, neofaszyzmowi, nietolerancji, nienawiści wobec innych" słowem lewacy wojujący. Zawsze mnie uczono, że rzeczy należy nazywać po imieniu, a organizacja NW jest na wskroś lewacka co widać po wyrażanych poglądach. Kto nie widzi, niech kupi sobie okulary. Jeśli ktoś pragnie dowodów, wystarczy zerknąć na słynny już indeks symboli zakazanych opracowany przez owo stowarzyszenie. Znajdziemy tam krzyże celtyckie, swastyki, szczerbce, falangi nawet flagę konfederatów stanów południowych z wojny secesyjnej, ale na próżno szukać tam sierpa i młota, CCCP czy innych symboli rodem ze wschodu.

Zresztą nie będę ukrywał, że nigdy nie przepadałem za stowarzyszeniem „Nigdy Więcej”, które z wiceministra edukacji w rządzie Jerzego Buzka Pana Krzysztofa Kawęckiego zrobiło "postać szeroko znaną w kręgach sympatyzujących z ruchami nacjonalistycznymi i faszyzującymi". Miałem przyjemność poznać Pana Krzysztofa Kawęckiego i na przypinanie mu takiego paszkwila nawet bym nie wpadł. No ale widać organizacja NW wychodzi z założenia, że kto nie jest z nami, ten przeciwko nam i dawaj wszystkich do jednego wora.

Byłbym zapomniał, że to ta sama organizacja która przyznaje tytuł „Antyfaszysty roku” i uhonorowała tym zaszczytnym mianem niejakiego Simona Mola, co chyba nawet nie wymaga specjalnego komentarza.

A jednak właśnie w obronie tej organizacji, zabiły wczoraj mocniej serca w siedzibie Gazety Wyborczej, a światło dzienne ujrzał wspaniały artykuł (i to nie byle gdzie bo już na stronie drugiej), tu pozwolę sobie przytoczyć wersję elektroniczna.:

http://www.sport.pl/pilka/1,65029,7227069,Sojusz_PZPN_z_kibolami.html

Przeliczyłem z czystej ciekawości, słowo kibol pojawia się w tekście 8 razy, wliczając w to tytuł 9. Jak widać dziennikarze* zatrudniani przez GW nawet nie trudzą się w stosowanie zamienników. Ah, przepraszam nic podobnego, oni świetnie znają się na posługiwaniu językiem polskim, ale stylistyka w tym artykule jest zamierzona. Musi być przecież identyfikacja wroga ludu (tfu), obywateli. Oczywiście Gazetka nie zaprzepaściła szansy i powyciągała wszelkie fakty i mity, posty "Litara" z Wiary Lecha z forum kibiców Lecha Poznań, komentarz !!! z portalu Legialive. To już nawet nie jest groteska, żeby cytować anonimowy wpis pod jakimś artykułem. Skąd pewność, że sami autorzy nie napisali tego komentarza zawczasu? Jeśli to ma być źródło wiarygodnych informacji, to od razu zamiast codziennej prasówki, róbmy przegląd komentarzy na Onecie czy nawet portalu GW. Rzetelność informacji gwarantowana.

Na deser GW zostawiła sobie postać "Starucha" gniazdowego Legii i słynną już kilkuminutową interwencje ochrony. Tu muszę niestety bardzo niechętnie zrobić dygresję do wydarzeń ze stadionu na Łazienkowskiej z przed tygodnia. Gdzie podczas spotkania ekstraklasy między Legią Warszawa a Ruchem Chorzów, ochrona siła usunęła osobę odpowiedzialną za prowadzenie dopingu. Powodem interwencji było zaintonowanie okrzyku "Jeszcze jeden" co w korelacji ze śmiercią Jana Wejcherta miało być przekazem skierowanym do innego właściciela koncernu ITI Mariusza Waltera, który pozostaje w konflikcie z kibicami Legii. Oczywiście okrzyk został głośno skomentowany w mediach, szczególną uwagę poświęciła mu wiecznie walcząca GW jak i inne media. Niestety w zeszłym tygodniu niewiele osób zadało sobie takie pytania jak:

  • Dlaczego akcja pacyfikacyjna w stosunku do kibica została przeprowadzona w czasie trwania zawodów, co mogło spowodować zamieszki na stadionie?
  • Dlaczego ochrona, która wedle przepisów ustawy o organizacji imprez masowych powinna mieć w widocznym miejscu identyfikatory, takowe miała pochowane? (Proszę poprzeglądać zdjęcia na 20 ochroniarzy biorących udział w zajściu, widoczny identyfikator ma 1 !!!)
  • Dlaczego na oficjalnej stronie KP Legia twarze interweniujący ochroniarzy zostały rozmazane celem utrudnienia identyfikacji? Przecież ci ludzie powinni na każdą prośbę okazywać swój identyfikator z danymi osobowymi o sobie oraz ze zdjęciem, więc jaki cel ma maskowanie tych ludzi?

GW swego czasu "zaimponowała" wszystkim "wyzwolonym środowiskom" akcją koszulkową, polegającą na umieszczaniu na nich różnych tekstów, z których większość była poniżej pewnego poziomu. Sztandarowym przykładem tego był tiszert "Nie płakałem po Papieżu". Ciekawe jak publicyści* GW zareagowaliby na koszulki "Nie płakałem po Wejchercie"? Wychodzę z jakiegoś dziwnego przekonania, że hipokryzja w środowisku GW jest tak duża, że piana na ustach przesłoniłaby pamięć o własnych działaniach.

Gazeta Wyborcza celowo bije pianę, jeśli faktycznie OZSK dojdzie do porozumienia z PZPN i nagle część symboli narodowych powróci na stadiony, albo o zgrozo pojawią się w indeksie symboli zakazanych symbole komunistyczne, będzie to wielki krok w tył dla środowiska GW w walce z "nacjonalistycznymi kibicami". Teraz GW ma ostatnią szanse na stanięcie do walki i wywalczenia tego co ich. Dlatego stara się jak może wykorzystać wszystkie możliwe metody, celem umacniania swojej pozycji, jako jedyne słusznego źródło wszelkich prawd.

A ja wam powiem krótko, guzik prawda.

PS. Autor jednoznacznie negatywnie odnosi się do okrzyków gniazdowego Legii Warszawa w meczu z Ruchem Chorzów.

* czy osoby zatrudniane przez GW do pisania tekstów, należy uznawać za dziennikarzy lub publicystów to sprawa mocno dyskusyjna.

wtorek, 2 czerwca 2009

(P)Opera

Ah, gdyby mistrz Giuseppe Verdi mógł tworzyć swoje dzieła dziś, w pięknym kraju nad Wisłą, jakie wspaniałe utwory stałyby się naszym udziałem. Oto przed nami rozpościerał by się widok na kraj mlekiem i miodem płynącym. Krainę wiecznego szczęścia. Z pięknym i roztropnym księciem Donaldem, z jego urokliwym i przenikliwym trefnisiem Palikotem i całą radosną świtą klakierów z Platformy Obywatelskiej. Ah cóżby to mogło być za arcydzieło.

Niestety mistrz Verdi już niczego nie napisze, a w jego ślady bardzo nieudolnie podąża Donald Tusk. Obecny premier chce być nie tylko głównym solistą na scenie, ale jeszcze samemu reżyserować wspaniałą kompozycje muzyczną. Utwór który będzie kołysanką dla całego ludu, uśpi jego czujność i zapewni mu wyborczy sukces w wyścigu do fotelu prezydenckiego. Niestety w ariach jakimi raczy nas Donald Tusk nazbyt wiele jest fałszywych nut i społeczeństwo coraz częściej podnosi głowę znad poduszki, zadając sobie pytanie dokąd to wszystko zmierza.

Platforma Obywatelska raczy nas marną operą mydlaną w 3 aktach.

Osoby:

  • książe Donald - Donald Tusk
  • książęcy błazen - Janusz Palikot
  • książęcy dwór - Schetyna, Komorowski, Sikorski i inni

Akt.1.

Rewolucja. Czyli obalamy PiS i przejmujemy władze. Było to o tyle łatwe, że PiS się sam podłożył i rozpisał wcześniejsze wybory. Drugi raz społeczeństwo nie dało się nabrać na kampanie wyborczą rodem zza wielkiej wody i postawiło na ślicznego Donalda.

Akt.2.

Trwanie. Platforma ma już władzę i w zasadzie nie robi nic. To znaczy owszem robi, pozoruje działania, dużo gada, macha rączkami przy każdej okazji, ale w tym wszystkim jest cel nadrzędny. Robić wszystko tak, żeby lud był zadowolony, słupki popularności trwały, a prezydent tracił. Cała polityka Platformy i samego Donalda Tuska rozbija się właśnie o nadchodzące wybory na Prezydenta RP. 4 letnia kampania prezydencka Donalda Tuska na stołku Premiera RP trwa w najlepsze. Nie od dziś wiadomo, że Donald tylko o tym marzy żeby wreszcie zostać głową państwa. Więc przy pomocy wiernych klakierów uderza w prezydenta kiedy tylko może. Okazji do tego ma co niemiara bo i sam prezydent sam się często wystawia na strzał, a i osób gotowych nadstawić głowę dla sukcesu Donka jest bez liku. W pierwszej linii naciera książęcy trefniś Janusz Palikot, gotów łapać każdą okazje by dyskredytować prezydenta. Słowem, czynem, akcją i reakcją. Biega, skacze, tupie nogą, macha rączką. Tu coś palnie, tam coś walnie, echo idzie w kraj. Oczywiście wszystko to przy aplauzie dworu Platformy i cichej aprobacie samego Donalda Tuska. Niewątpliwie taką właśnie rolę dostał w PO Janusz Palikot. Ma być biczem na Lecha Kaczyńskiego. Ma prowadzić negatywną kampanie wyborczą przez cały czas. Co oczywiście musi siłą rzeczy stać w olbrzymim kontraście z uśmiechniętym wizerunkiem premiera, który oficjalnie gotów jest zawsze wyciągać do prezydenta rękę, czy też korzystać z jego ofert pomocy. To wszystko oficjalnie, przy włączonych kamerach, a nie oficjalnie, włos z głowy Palikotowi za kpienie z prezydenta jeszcze nie spadł. Ewentualnie spotkała go lekka naga połączona z zachęcającym mrugnięciem okiem. Dalej mamy sam dwór Donalda: Sikorski, Chlebowski, Komorowski gotowi są zawsze popierać wodza. Wszakże inaczej być nie może. Jeżeli dochodzi do sporu na linii prezydent – premier, zawsze w mediach będzie aż huczeć od wypowiedzi tuzów PO gotowych bronić swego wodzusia. A jeśli i te autorytety nie wystarczą, zawsze są szeregowi partyjniacy, gotowi do walki na jedno skinięcie ręki Donka.

Akt.3.

Czyli wieczna chwała. Koronacja księcia Donalda na prezydenta kraju nad Wisłą. Ah cóż to będzie za bal.

Misterny plan którego realizacja trwa w najlepsze od pierwszego dnia zwycięskich dla PO wyborów do Sejmu i Senatu RP. Zamiast realizować obietnice, mamy doczynienia z mamieniem społeczeństwa ślicznymi uśmiechami. Byle do wyborów prezydenckich potem jakoś to będzie.

Oto wspaniały sen Donalda i jego partii.

Czy się on ziści?

Czy może w Operze Platformy Obywatelskiej miejsce arii "La donna e mobile" zastąpi inna… „Wyborca zmiennym jest”.

PS. Co ciekawe Giuseppe Verdi był posłem w parlamencie Modeny i Parmy. Wytrzymał dwa lata. Potem wrócił do tworzenia muzyki. Donald Tusk ma więcej samo zaparcia, tylko czy na finiszu wyścigu po jego prywatne „złote runo” nie wyskoczą życzliwi partyjni koledzy i nie powiedzą „Donald, nie dla ciebie reprezentowanie PO w wyborach prezydenckich”. Poczekamy, zobaczymy.

wtorek, 26 maja 2009

Pierwszy uciekinier IV RP.

O Michale Kamińskim chciałbym dziś powiedzieć 2 słowa. Słownie DWA bo na więcej szkoda mojego zdrowia.

Jeszcze nie tak dawno, bo przy okazji poprzednich wyborów do Parlamentu Europejskiego, swój głos oddałem właśnie na tego Pana. Chyba powinienem ten czyn zrzucić na karby błędów młodości ,ale to nie w moim stylu. Dziś gdy widzę jego buzię w telewizorze mam nieodpartą ochotę rzucać w ekran czym popadnie. Przezornie moi bliscy w trosce o samopoczucie urządzeń mechanicznych w naszym domu, pochowali przede mną większość twardych przedmiotów, posiadających umiejętność utrzymania paraboli lotu przez kilka ułamków sekundy.

Politycy mają przeważnie to do siebie, że szybko zrażają do siebie ludzi. Jedni robią to z większym wdziękiem, inni z mniejszym, a jeszcze inni wystarczy że kichną a ręka sama szuka czegoś do rzucenia. Wśród mojej osobistej listy polityków Panu Michałowi dość szybko i sprawnie udało się przeskoczyć do tej trzeciej grupy.

Jak łatwo poznać, że statek tonie? Pewne małe stworzonka z długim, łysym ogonkiem czym prędzej opuszczają jego pokład. Ze świata przyrody do świata ludzi jest tylko krok, więc i na naszym podwórku możemy obserwować podobne zachowania. Przy czym im "statek" bardziej luksusowy, tym więcej kamer i aparatów wycelowano w jego pokład, dzięki czemu możemy jak na dłoni obserwować ruch na jego pokładzie.

Tak oto przechodzimy do sedna sprawy, do Pałacu Prezydenckiego.

Oto trwają przygotowania do ostatecznego starcia z siłami ciemności, uosabianymi przez duet Tusk-Palikot. Wytężone umysły w pocie czoła analizują punkt po punkcie słabe strony przeciwnika. Lecz cóż to, kogoś tu brakuje. Gdzie jest Pan Michał? Gdzie jest ten wspaniały i dumny spin doktor współtwórca sukcesu kampanii 2005 roku? Czy nie tam w rogu pokoju, przy małym okienku, z walizką w ręku? Już sobie odnalazł suchy ląd ... w okolicach Brukseli.

No cóż, niewątpliwie Pan Kamiński świetnie wyczuł pismo nosem. Lech Kaczyński szans na reelekcje nie ma. Swoją drogą to ciekawie kto pełnił funkcję rzecznika Prezydenta przez ostatnie lata? Ja nie pamiętam. Jak sądzę Pan Kamiński też woli zapomnieć. Bądź co bądź taka osoba to dopiero musi nosić na sobie ciężar odpowiedzialności za wykreowanie wizerunku pierwszej osoby w Państwie. Dziś jest już ostatni moment aby złapać się tej ostatniej deski ratunku, jaką jest wizja Brukseli. Przy tym zarobki całkiem niezłe i można języki poćwiczyć. Lepsze to niż zwiedzanie marginesu politycznego, wraz z Lechem Kaczyńskim i czekanie na kolejne wybory do Sejmu.

W życiu jak to w życiu, łatwiej jest dać drapaka niż zostać i walczyć.

Więc, wiejcie, wiejcie póki czas, nim ostatnia rzecz jaka jest jeszcze w rekach PiSu pójdzie na dno.

Panie Kamiński, jesteś Pan zwykły dezerter i tyle.

Podpisano, Pana BYŁY wyborca.

poniedziałek, 25 maja 2009

Ordynacja ponad prawem.

Ostatnio wpadł do mnie znajomy, który w najbliższych wyborach do Parlamentu Europejskiego zasiądzie w Komisji Wyborczej. Jak zawsze przy okazji takich imprez pojawia się obowiązek znajomości ordynacji wyborczej przez członków komisji. Oczywiście odesłałem kolegę do odpowiednich przepisów umieszczonych w Internecie, tylko nie bardzo wiem w jakim celu skoro jedyne miejsce ordynacji wyborczej to kosz na śmieci.

Zapytacie się Państwo dlaczego? Już odpowiadam.

ORDYNACJA WYBORCZA DO PARLAMENTU EUROPEJSKIEGO JEST SPRZECZNA Z KONSTYTUCJĄ RP.

Tak jest. Bić należy tak żeby bolało, najlepiej po głowie i tego się chwilowo trzymam.

Ordynacja jest w takim samym stopniu NIEZGODNA Z KONSTYTUCJĄ jak ordynacja obowiązująca w ostatnich wyborach do Sejmu i Senatu, jak i ta która funkcjonowała w wyborach do Rad Gmin , Rad Powiatów i Sejmików Wojewódzkich. A mimo to jakoś nikt sobie specjalnie tym problemem głowy nie zawraca. Dziwne. Tym bardziej dziwne, że ten problem już raz był przedmiotem wizyty jednej z ordynacji przed obliczem sędziów Trybunału Konstytucyjnego i tu uwaga, został uznany za sprzeczny z Konstytucją, ale o tym za chwile.

Zacznijmy od początku.

W Ordynacji wyborczej znajdujemy taki oto zapis:

Art.73*

3. Na postanowienie sądu okręgowego przysługuje w ciągu 24 godzin zażalenie do sądu apelacyjnego, który rozpoznaje je w ciągu 24 godzin.Od postanowienia sądu apelacyjnego nie przysługuje środek prawny i podlega ono natychmiastowemu wykonaniu.

*(oczywiście w zależności od ustawy ma ten artykuł inny numer porządkowy, ale zawsze ukrywa się w części poświęconej Kampanii Wyborczej)

Zapytacie się Państwo gdzie tu niezgodność. Proszę zwrócić uwagę na zdanie drugie, podkreślone.

A teraz wyobraźmy sobie sytuację w której wiemy, że któryś z kandydatów do Parlamentu Europejskiego był np. Tajnym Współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa. Oświadczamy to publicznie w prasie w trakcie kampanii, bo chcemy uprzedzić wyborców na kogo głosują... i tu zaczynają się kłopoty. Zostajemy pozwani w trybie wyborczym przed Sąd. Z braku dowodów (cóż znaczy nasze słowo wobec słowa kandydata na europosła) zostajemy skazani na przeprosiny w prasie, oczywiście płacimy za to z własnej kieszeni. Apelacja nie przynosi rezultatu, wyrok zostaje podtrzymany. Z poczuciem krzywdy wykonujemy nakaz sądu i pozostaje nam już tylko bezsilnie patrzeć na to jak zagłosują wyborcy. Wydawać by się mogło że to koniec. Nic podobnego. Po upływie pewnego okresu czasu, w archiwach IPNu zostają odnalezione kwity które mówią jasno, że fakty przytoczone przez nas w czasie kampanii wyborczej były prawdą i że osoba z mandatem europosła nie jest taka krystaliczna jak się wydawało. Nic tylko iść przed sąd i odzyskać dobre imię.

Nic podobnego. W myśl art. 73 Ordynacji wyborczej nie przysługuje stronie wznowienie postępowania, mimo iż Konstytucja RP stanowi tak:

Art. 45.

1. Każdy ma prawo do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki przez właściwy, niezależny, bezstronny i niezawisły sąd.

Art. 77.

2. Ustawa nie może nikomu zamykać drogi sądowej dochodzenia naruszonych wolności lub praw.

Jak widać przed prawem też są równi i równiejsi.

A teraz coś dla miłośników spiskowych teorii dziejów.

Kogo tak naprawdę chroni ten artykuł?

Zwykłego obywatela?

Nic podobnego. Ten artykuł broni tych którzy mają jeszcze coś na sumieniu, ale świat o tym jeszcze nie usłyszał. Dlatego póki mają czas i możliwości starają się uciec na dochodowe stanowiska może posła a może europosła. Ten przepis w jasny i oczywisty sposób broni tych wszystkich którzy dorabiali jako informatorzy SB a teraz mają jeszcze na tyle fantazji aby z podniesioną głową i zgodzie z własnym sumieniem, mówić że co złego to nie oni, a dla dobra Polski i Polaków gotowi są zasiadać w Parlamencie Europejskim.

Czy przypadkiem nie dochodzi do sytuacji w której karygodny błąd prawny swobodnie funkcjonuje w ramach polskiego prawodawstwa? Jakie są inne powody dla których przepis jednoznacznie uznany za sprzeczny z Konstytucją przez Trybunał Konstytucyjny w ordynacji wyborczej do Rady Gmin, Rad Powiatów i Sejmików Wojewódzkich (wyrok TK z 13 maja 2002r. sygn. Akt. SK 32/01) funkcjonuje swobodnie w następnych ordynacjach?

Ja nawet boję się myśleć o tym co za tymi powodami może się kryć.

A może powinienem powiedzieć zamiast "co" to KTO?

Art. 2. Konstytucji RP stanowi:

RP jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej.

Może wart go nieco zmienić, żeby był bliższy prawdy.

RP jest karykaturalnym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady niesprawiedliwości społecznej.

Tak brzmi jakoś bardziej prawdziwie. Może mniej światowo i nowocześnie, ale prawdziwie.

PS. Sytuacja opisana w przykładzie miała miejsce w czasie jednych z poprzednich wyborów, Oczywiście jest możliwa obrona dobrego imienia w procesie cywilnym, ale to nie to samo co wznowienie postępowania. Tu już trzeba rozpoczynać zupełnie nowy proces.

Co się zaś tyczy ewentualnych zarzutów, że żadne kroki nie zostały w tej sprawie podjęte. Pragnę uprzedzić ewentualne oskarżenia. W sprawie powyższego przepisu (zawartego w ustawie ordynacja wyborcza do Sejmu i Senatu) odpowiednie pismo prawie rok temu trafiło na ręce Rzecznika Praw Obywatelskich. Jedyna odpowiedź Rzecznika do tej pory była taka, że istotnie przepis jest sprzeczny z Konstytucją RP i że w biurze RPO trwają prace nad stosownym wnioskiem do TK. Jak widać trwają nadal.

PSS. Na sam koniec odnośnik do wyroku TK z 13 maja 2002r.

isip.sejm.gov.pl/servlet/Search