wtorek, 2 czerwca 2009

(P)Opera

Ah, gdyby mistrz Giuseppe Verdi mógł tworzyć swoje dzieła dziś, w pięknym kraju nad Wisłą, jakie wspaniałe utwory stałyby się naszym udziałem. Oto przed nami rozpościerał by się widok na kraj mlekiem i miodem płynącym. Krainę wiecznego szczęścia. Z pięknym i roztropnym księciem Donaldem, z jego urokliwym i przenikliwym trefnisiem Palikotem i całą radosną świtą klakierów z Platformy Obywatelskiej. Ah cóżby to mogło być za arcydzieło.

Niestety mistrz Verdi już niczego nie napisze, a w jego ślady bardzo nieudolnie podąża Donald Tusk. Obecny premier chce być nie tylko głównym solistą na scenie, ale jeszcze samemu reżyserować wspaniałą kompozycje muzyczną. Utwór który będzie kołysanką dla całego ludu, uśpi jego czujność i zapewni mu wyborczy sukces w wyścigu do fotelu prezydenckiego. Niestety w ariach jakimi raczy nas Donald Tusk nazbyt wiele jest fałszywych nut i społeczeństwo coraz częściej podnosi głowę znad poduszki, zadając sobie pytanie dokąd to wszystko zmierza.

Platforma Obywatelska raczy nas marną operą mydlaną w 3 aktach.

Osoby:

  • książe Donald - Donald Tusk
  • książęcy błazen - Janusz Palikot
  • książęcy dwór - Schetyna, Komorowski, Sikorski i inni

Akt.1.

Rewolucja. Czyli obalamy PiS i przejmujemy władze. Było to o tyle łatwe, że PiS się sam podłożył i rozpisał wcześniejsze wybory. Drugi raz społeczeństwo nie dało się nabrać na kampanie wyborczą rodem zza wielkiej wody i postawiło na ślicznego Donalda.

Akt.2.

Trwanie. Platforma ma już władzę i w zasadzie nie robi nic. To znaczy owszem robi, pozoruje działania, dużo gada, macha rączkami przy każdej okazji, ale w tym wszystkim jest cel nadrzędny. Robić wszystko tak, żeby lud był zadowolony, słupki popularności trwały, a prezydent tracił. Cała polityka Platformy i samego Donalda Tuska rozbija się właśnie o nadchodzące wybory na Prezydenta RP. 4 letnia kampania prezydencka Donalda Tuska na stołku Premiera RP trwa w najlepsze. Nie od dziś wiadomo, że Donald tylko o tym marzy żeby wreszcie zostać głową państwa. Więc przy pomocy wiernych klakierów uderza w prezydenta kiedy tylko może. Okazji do tego ma co niemiara bo i sam prezydent sam się często wystawia na strzał, a i osób gotowych nadstawić głowę dla sukcesu Donka jest bez liku. W pierwszej linii naciera książęcy trefniś Janusz Palikot, gotów łapać każdą okazje by dyskredytować prezydenta. Słowem, czynem, akcją i reakcją. Biega, skacze, tupie nogą, macha rączką. Tu coś palnie, tam coś walnie, echo idzie w kraj. Oczywiście wszystko to przy aplauzie dworu Platformy i cichej aprobacie samego Donalda Tuska. Niewątpliwie taką właśnie rolę dostał w PO Janusz Palikot. Ma być biczem na Lecha Kaczyńskiego. Ma prowadzić negatywną kampanie wyborczą przez cały czas. Co oczywiście musi siłą rzeczy stać w olbrzymim kontraście z uśmiechniętym wizerunkiem premiera, który oficjalnie gotów jest zawsze wyciągać do prezydenta rękę, czy też korzystać z jego ofert pomocy. To wszystko oficjalnie, przy włączonych kamerach, a nie oficjalnie, włos z głowy Palikotowi za kpienie z prezydenta jeszcze nie spadł. Ewentualnie spotkała go lekka naga połączona z zachęcającym mrugnięciem okiem. Dalej mamy sam dwór Donalda: Sikorski, Chlebowski, Komorowski gotowi są zawsze popierać wodza. Wszakże inaczej być nie może. Jeżeli dochodzi do sporu na linii prezydent – premier, zawsze w mediach będzie aż huczeć od wypowiedzi tuzów PO gotowych bronić swego wodzusia. A jeśli i te autorytety nie wystarczą, zawsze są szeregowi partyjniacy, gotowi do walki na jedno skinięcie ręki Donka.

Akt.3.

Czyli wieczna chwała. Koronacja księcia Donalda na prezydenta kraju nad Wisłą. Ah cóż to będzie za bal.

Misterny plan którego realizacja trwa w najlepsze od pierwszego dnia zwycięskich dla PO wyborów do Sejmu i Senatu RP. Zamiast realizować obietnice, mamy doczynienia z mamieniem społeczeństwa ślicznymi uśmiechami. Byle do wyborów prezydenckich potem jakoś to będzie.

Oto wspaniały sen Donalda i jego partii.

Czy się on ziści?

Czy może w Operze Platformy Obywatelskiej miejsce arii "La donna e mobile" zastąpi inna… „Wyborca zmiennym jest”.

PS. Co ciekawe Giuseppe Verdi był posłem w parlamencie Modeny i Parmy. Wytrzymał dwa lata. Potem wrócił do tworzenia muzyki. Donald Tusk ma więcej samo zaparcia, tylko czy na finiszu wyścigu po jego prywatne „złote runo” nie wyskoczą życzliwi partyjni koledzy i nie powiedzą „Donald, nie dla ciebie reprezentowanie PO w wyborach prezydenckich”. Poczekamy, zobaczymy.