niedziela, 7 grudnia 2008

K. Kamil Baczyński "Godzina W"

"Godzina W "

Tramwajem jadę na wojnę, tramwajem z przedziałem: "nur fuer Deutsche",
Z pierwszo-sierpniowym potem na skroni, z zimnem lufy Visa w nogawce spodni.

Siekiera, motyka, piłka, szklanka,
biało-czerwona opaska moja- opaska na ramię powstańca.

W kieszeni strach, orzełek i tytoń w bibule,
Ja nie pękam, idę w śmierć ot tak- Na Krótką Koszulę.

Batalion "Zośka" Oi!
Batalion "Pięść" Oi!
Batalion "Miotła" Oi!
"Czata 49", "Parasol"!

I wyszedłeś jasny synku z czarną bronią w noc,
I poczułeś jak się jeży w dźwięku minut- zło.
Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką,
Czy to była kula synku, czy to serce pękło?

Nam jedna szarża- do nieba wzwyż,
I jeden order- nad grobem krzyż.

Zbigniew Herbert "Wilki"

Zbigniew Herbert "Wilki"

Ponieważ żyli prawem wilka
historia o nich głucho milczy
pozostał po nich w kopnym śniegu
żółtawy mocz i ten ślad wilczy

szybciej niż w plecy strzał zdradziecki
trafiła serce mściwa rozpacz
pili samogon jedli nędzę
tak się starali losom sprostać

już nie zostanie agronomem
,,Ciemny” a ,,Świt” – księgowym
“Marusia” – matką ,,Grom” – poetą
posiwia śnieg ich młode głowy

nie opłakała ich Elektra
nie pogrzebała Antygona
i będą tak przez całą wieczność
w głębokim śniegu wiecznie konać

przegrali dom swój w białym borze
kędy zawiewa sypki śnieg
nie nam żałować – gryzipiórkom -
i gładzić ich zmierzwioną sierść

ponieważ żyli prawem wilka
historia o nich głucho milczy
został na zawsze w dobrym śniegu
żółtawy mocz i ten trop wilczy

sobota, 6 grudnia 2008

Zbigniew Herbert "Przesłanie Pana Cogito"

Zbigniew Herbert - "Przesłanie Pana Cogito"

Idź dokąd poszli tamci do ciemnego kresu
po złote runo nicości twoją ostatnią nagrodę
idź wyprostowany wśród tych co na kolanach
wśród odwróconych plecami i obalonych w proch

ocalałeś nie po to aby żyć
masz mało czasu trzeba dać świadectwo
bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny
w ostatecznym rozrachunku jedynie to się liczy

a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys

i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy
przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie

strzeż się jednak dumy niepotrzebnej
oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz
powtarzaj: zostałem powołany - czyż nie było lepszych

strzeż się oschłości serca kochaj źródło zaranne
ptaka o nieznanym imieniu dąb zimowy
światło na murze splendor nieba
one nie potrzebują twego ciepłego oddechu
są po to aby mówić: nikt cię nie pocieszy

czuwaj - kiedy światło na górach daje znak - wstań i idź
dopóki krew obraca w piersi twoją ciemną gwiazdę

powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy
bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz
powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem
jak ci co szli przez pustynię i ginęli w piasku

a nagrodzą cię za to tym co mają pod ręką
chłostą śmiechem zabójstwem na śmietniku

idź bo tylko tak będziesz przyjęty do grona zimnych czaszek
do grona twoich przodków: Gilgamesza Hektora Rolanda
obrońców królestwa bez kresu i miasta popiołów

Bądź wierny Idź

Ziutek "Czerwona zaraza"

Czekamy Ciebie
Czekamy Ciebie czerwona zarazo Byś wybawiła nas od czarnej śmierci.
Byś nam, kraj przed tym rozdarłszy na ćwierci,
Była zbawieniem, witanym z odrazą.
Czekamy Ciebie - Ty potęgo tłumu
Zbydlęciałego pod Twych rządów knutem,
Czekamy Ciebie, byś nas zgniotła butem
Swego zalewu i haseł poszumem.
Czekamy Ciebie ty odwieczny wrogu
Morderco krwawy tłumu naszych braci.
Czekamy Ciebie nie, żeby Ci spłacić
Lecz chlebem witać na rodzinnym progu.
Żebyś Ty wiedział, nienawistny zdrajco
Jakiej Ci śmierci życzymy w podzięce
I tak bezsilnie zaciskamy ręce
Pomocy prosząc, podstępny oprawco.
Żebyś Ty wiedział, jak to strasznie boli
Nas, dzieci Wolnej, Niepodległej, Świętej
Skuwać w kajdany łaski Twej przeklętej
Cuchnącej jarzmem wiekowej niewoli.
Gdybyś Ty wiedział, naszych dziadów
kacie,
Sybirskich więzień ponura legendo,
Jak Twoją dobroć kląć tu wszyscy będą,
Wszyscy Słowianie, wszyscy Twoi bracia.
Legła twa armia zwycięska, czerwona
U stóp łun jasnych płonącej Warszawy
I ścierwią duszy syci z bólem krwawym
Garstki szaleńców, co na gruzach kona.
Czekamy Ciebie nie dla nas, żołnierzy,
Dla naszych rannych - mamy ich tysiące
I dzieci są tu - i matki karmiące
I po piwnicach zaraza się szerzy.
Miesiąc już mija od Powstania chwili
Łudzisz nas czasem dział swoich łomotem
Wiedząc, jak ciężko będzie znowu potem
Powiedzieć sobie, że z nas znów zakpili.
Czekamy Ciebie - ty zwlekasz i zwlekasz
Ty się nas boisz i my wiemy o tym.
Chcesz, byśmy wszyscy legli tu pokotem.
Naszej zagłady pod Warszawą czekasz.
Nic nam nie zrobisz - masz prawo wybierać.
Możesz nam pomóc, możesz nas wybawić
Lub czekać dalej i śmierci zostawić.
Śmierć nie jest straszna, możemy umierać.
Ale wiedz o tym, że z naszej mogiły
Nowa się Polska zwycięska narodzi.
I po tej ziemi Ty nie będziesz chodzić
Czerwony władco rozbestwionej siły.

Warszawa, 26 sierpnia 1944 r. "Ziutek"

Juliusz Słowacki "Testament mój"

TESTAMENT MÓJ

Juliusz Słowacki



Żyłem z wami, cierpiałem i płakałem z wami,
Nigdy mi, kto szlachetny, nie był obojętny,
Dziś was rzucam i dalej idę w cień - z duchami -
A jak gdyby tu szczęście było - idę smętny.

Nie zostawiłem tutaj żadnego dziedzica
Ani dla mojej lutni - ani dla imienia; -
Imię moje tak przeszło jako błyskawica
I będzie jak dźwięk pusty trwać przez pokolenia.

Lecz wy, coście mnie znali, w podaniach przekażcie,
Żem dla ojczyzny sterał moje lata młode;
A póki okręt walczył - siedziałem na maszcie,
A gdy tonął - z okrętem poszedłem pod wodę...

Ale kiedyś - o smętnych losach zadumany
Mojej biednej ojczyzny - przyzna, kto szlachetny,
Że płaszcz na moim duchu był nie wyżebrany,
Lecz świetnościami dawnych moich przodków świetny.

Niech przyjaciele moi w nocy się zgromadzą
I biedne moje serce spalą w aloesie,
I tej, która mi dała to serce, oddadzą -
Tak się matkom wypłaca świat - gdy proch odniesie...

Niech przyjaciele moi siądą przy pucharze
I zapiją mój pogrzeb - oraz własną biedę;
Jeżeli będę duchem - to się im pokaże,
Jeśli mię Bóg uwolni od męki - nie przyjdę...

Lecz zaklinam - niech żywi nie tracą nadziei
I przed narodem niosą oświaty kaganiec;
A kiedy trzeba - na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec!...

Co do mnie - ja zostawiam maleńką tu drużbę
Tych, co mogli pokochać serce moje dumne;
Znać, że srogą spełniłem, twardą bożą służbę
I zgodziłem się mieć tu - niepłakaną trumnę.

Kto drugi tak bez świata oklasków się zgodzi
Iść... taką obojętność, jak ja, mieć dla świata?
Być sternikiem duchami napełnionej łodzi,
I tak cicho odlecieć - jak duch, gdy odlata?

Jednak zostanie po mnie ta siła fatalna,
Co mnie żywemu na nic... tylko czoło zdobi;
Lecz po śmierci was będzie gniotła niewidzialna,
Aż was, zjadacze chleba - w aniołów przerobi.